top of page

SPRAWY ŻYCIA,

SPRAWY ŚMIERCI

(2002)

wydawca: Fronda

nakład wyczerpany

SPRÓBUJ ZAMÓWIĆ TUTAJ

 

 

          

W moim debiutanckim tomiku znalazły się wiersze pisane jeszcze podczas studiów polonistycznych. To właśnie w tamtym czasie po raz pierwszy zacząłem pokazywać swoje utwory innym. Najpierw nieśmiało, potem coraz odważniej - kolportując wśród znajomych powielane własnym sumptem arkusze. Aż wreszcie przyszedł ten wieczór, kiedy w słuchawce usłyszałem Wojciecha Wencla. Okazało się, że zdobyłem wyróżnienie w Konkursie Poetyckim im. x. Baki i będę miał wydany tomik. Prawdziwy!  W dodatku wysłane na konkurs wiersze zdobyły uznanie przewodniczącego jury Pawła Hertza, który podczas obrad powiedział: Czytałem wszystkie propozycje, zamierzając ułożyć je według ich wartości w dwie sterty. Kiedy skończyłem, po jednej stronie leżało kilkadziesiąt zestawów, a po drugiej tylko jeden. Chodziło o zestaw nadesłany przeze mnie. Wyobrażacie sobie, jak urosłem?
Tak miało spełnić się jedno z moich największych marzeń. Na jego ostateczną realizację musiałem jednak trochę poczekać. "Fronda", wydawca tej książki, przechodziła akurat poważny kryzys, związany m.in. z odejściem Rafała Smoczyńskiego, i na publikację tomiku czekałem prawie dwa lata. Wizualnie trochę rozczarowywał - miał format małej broszurki, ale w końcu był! W prasie literackiej pojawiły się pierwsze recenzje, bardzo przychylne. O, to już wyższa szkoła jazdy - pisał na łamach "Odry" Karol Maliszewski. - Klasyczne, wyrafinowane strofy. Porządek uczuć i wartości. Jakże to dalekie od naszej ponowoczesności, jakże to czyste. Coś we mnie mówi "nie", ale jest taka część, która prawie płacze ze wzruszenia, bo ta charyzma potrafi uwodzić, ten wysoki ton, siła tradycji podsuwającej pod nos Liebertów i innych dawnych mistrzów. Krótko mówiąc, bliskie mi fragmenty, dużo wzruszeń.
Dziś ten tomik wydaje mi się trochę nierówny, ale jest w nim sporo wierszy, które uważam za udane. Wśród nich znalazł się "Genesis", którego nieoczekiwana kariera toczyła się zupełnie poza mną. Do dziś znajduję ten tekst przepisywany na blogach nieznanych mi osób, czasem nawet bez podania nazwiska autora. Ale nie mam o to żalu. Przeciwnie - cieszę się, że trafił pod strzechy.

 

Genesis

 

 

Adam i Ewa byli szczęściarzami.

Byli sami - nie znali problemu

(kwestię jabłka chwilowo pomijamy),

nie musieli pytać: "czy to ta?", "czy to ten?".

Wiedzieli, że są dla siebie stworzeni.

 

Jeśli to prawda, co ludzie mówią

o dwóch połówkach pomarańczy,

żyjemy w czasach znacznie trudniejszych.

Przyrost naturalny, w tym wypadku,

nie jest naszym sprzymierzeńcem.

 

Wielkie pomarańczowe drzewo

porasta ziemię jak pajęczyna.

Ile razy trzeba próbować, smakować,

stwierdzać: "to nie ta", "nie ten"?

Jak bardzo nadgryzieni będziemy,

kiedy wreszcie natrafimy na siebie?

bottom of page